JAZZ czyli jasna strona mocy

[ z Marianem Oslislo, Grzegorzem Kucierą, Krzysztofem Kucierą oraz Stanisławem Przybyłą rozmawiał wenancjusz Ochmann, zdjęcia adrian larisz ]

Stowarzyszenie Muzyczne Jazzowa Asocjacja Zabrze działa od...?
Marian Oslislo:
Od około dwudziestu lat, a formalnie działamy od 1998 roku, kiedy 1 kwietnia – w ważnym dla miasta i Śląska – pubie Foxtrot ta asocjacja się zawiązała. Tego dnia mnóstwo osób przyszło i wszyscy myśleli, że to jakiś żart. Ale ten żart trwa już osiemnaście lat i pomimo różnych wahań czy przeciwności losu, jak to w życiu bywa, robimy go dalej. Taki symptomatyczny znak, że na najnowszym plakacie promującym tegoroczny zabrzański JAZ Festiwal osiemnastka jest nieskończonością.

Zanim jeszcze JAZ zawiązał się formalnie już organizowaliście festiwale, jakie były początki?
Grzegorz Kuciera:
To było – można powiedzieć w naszej kolebce – w Dzielnicowym Ośrodku Kultury w Kończycach.
Marian Oslislo:
Wszystko zaczęło się podczas festynów dzielnicowych, organizowanych w tym miejscu przez Radę Dzielnicy, a Kończyce miały jedną z pierwszych rad dzielnicy w mieście. Ta rada organizowała doroczny festyn. Po dwóch czy trzech takich imprezach stwierdziliśmy, że warto byłoby zaprosić innych ludzi. I to było Daily Jazz Combo i Ewa Uryga.   
Stanisław Przybyła:
I zespół Antykwariat...

Marian Oslislo: Wówczas na naszych kończyckich polach po raz pierwszy zabrzmiała muzyka synkopowana. Żeby było zabawniej, mieliśmy wtedy marne pojęcie o robieniu muzyki. Myślałem, że Ewa Uryga przyjedzie z własnym sprzętem. Oni przyjechali na koncert, a tu nie ma sprzętu. Ewa Uryga mówi: „jak to nie ma sprzętu?”. Grała wówczas z Krzysiem Lewandowskim i on łapiąc się za głowę pyta „Czemu ty z nią gadałeś... Przecież to jest „nietoperz”, trzeba było z nami porozmawiać!”. Ale to oczywiście też była nasza wina, wtedy było tak, że niczego nie było – to był 1994 rok. Każdy musiał ze swoim kuferkiem jeździć.
Ale na szczęście wcześniej grała zabrzańska grupa Antykwariat, więc pojechaliśmy szybko do członków zespołu, oni wrócili ze sprzętem i na takim „gratach”, powiedzmy amatorskich, po raz pierwszy te dźwięki zabrzmiały.
A potem już było tylko lepiej...

Początkowa nazwa festiwalu to JAZZ NOC, potem JAZZ BLUES FUSION. Zmiany w nazwie czy także w formule?
Marian Oslislo:
Pierwsza nazwa to była JAZZ NOC – bo to było w nocy, a dopiero potem Jazz Blues Fusion.
Grzegorz Kuciera: Blues na pewno nie został wycięty, zawsze gdzieś funkcjonował.
Marian Oslislo: Podstawą jest blues.
Grzegorz Kuciera: Właśnie, podstawą jest blues i w tym roku mamy dwa mocne akcenty bluesowe. Zaczynamy bluesem w Kończycach [Marek Makaron Trio – red.] i kończymy bluesem amerykańskim [Frank Morey&His Band – red.]. A ponieważ podstawą działania asocjacji jest improwizacja, w każdym zakresie [śmiech], to tak pojawiła się nazwa Festiwal Muzyki Improwizowanej.

W tym roku kończycie amerykańskim bluesem – w historii festiwalu wykonawców spoza granic Polski było bardzo wielu. Kto szczególnie utkwił Wam w pamięci?
Grzegorz Kuciera:
Dla mnie niezwykle ciekawą postacią był perkusista zespołu Fuasi&Ansamble – Hindus w turbanie [Nirankar Khalsa – red.]. Zresztą to był dla mnie w ogóle jeden z ważniejszych koncertów, zapadł mi bardzo w pamięć.
Marian Oslislo: I o piątej nad ranem, gdy brać górnicza wychodziła do roboty to zobaczyła pana w turbanie, który po szynach, czyli po glajzach, szedł do Biskupic do swojego hotelu. Jak górnicy go zobaczyli... [śmiech] Ale ja pamiętam jeden koncert szczególnie. Ale to Stasiu może opowiedzieć, bo ja byłem wtedy na scenie Domu Muzyki i Tańca, bardzo zdenerwowany. Opowiedźcie o Salifie Keita...
Stanisław Przybyła: Z okazji piętnastolecia festiwalu postanowiliśmy zrobić coś spektakularnego. Co nam się oczywiście udało [śmiech]. Zaprosiliśmy bardzo znanego na świecie, i w Polsce oczywiście także, Salifa Keitę. Koncert był tak mocno oczekiwany, że ludzie pomimo iż występ opóźnił się o ponad dwie godziny nie wychodzili z sali, nie wstawali z miejsc, natomiast napięcie wzrosło tak bardzo, że potem nie można było opanować szału publiczności. Szczególnie po wyjściu na scenę tancerek Salifa, które jeszcze podniosły i tak już gorącą atmosferę.
Grzegorz Kuciera: Ale wytrawni znawcy, muzycy i ci którzy żyją taką muzyką wspominają ten koncert do dzisiaj – mam przyjaciół z Łodzi, którzy specjalnie na niego przyjechali i którzy podkreślają, że to był fenomenalny koncert. Zresztą to co zrobił zespół to dla mnie był majstersztyk. My się generalnie świetnie bawimy podczas organizowanych przez nas koncertów, więcej o tym może opowiedzieć Krzysiu, który nawet wystąpił z zespołem zagranicznym...
Krzysztof Kuciera: To wyszło samo z siebie – kapela zagrała rewelacyjnie, żywiołowo, wciągnęło mnie to... I tak zostałem siódmym członkiem zespołu... [śmiech]
Marian Oslislo: Festiwal często kończy się taką wspólną zabawą przed sceną. Pamiętam jak kiedyś wszyscy pozdejmowali marynarki i tańczyli w strugach deszczu...
Krzysztof Kuciera: Świetna zabawa była też na przykład przy ekipie Matea Pospieszalskiego [Hot Asterix & Mateusz Pospieszalski – red.].
Grzegorz Kuciera: Pamiętam też jak Kormorany po występie grały do rana przy ognisku.

Festiwal to wielkie gwiazdy zagraniczne, także znane nazwiska polskie. Jak następuje wybór wykonawców?
Marian Oslislo:
Przyjęliśmy taką formułę, że pokazujemy ludzi, którzy nie są z pierwszych stron gazet. Przeważnie, bo na większości fajnych festiwali, które się w Polsce odbywają – i chwała im za to – jest czołówka jazzu. A my pokazujemy ludzi, którzy są mało znani, ale też „lokalsów”.
Krzysztof Kuciera: Ale często ci muzycy wyrastają potem na gwiazdy i już jako znani muzycy do nas wracają.
Marian Oslislo: Właśnie o tym chcę powiedzieć – takim ewenementem, szokiem muzycznym był występ Maćka Obary. On chyba po raz pierwszy zagrał przed taką publicznością. I pamiętam, że jak wyszedł na scenę w trio i zaczęli grać to wszystkich wytrawnych fanów muzyki po prostu wbiło w ziemię i wiedzieliśmy, że jesteśmy świadkami czegoś bardzo wielkiego. To był absolutnie genialny koncert, który mógłby się odbyć wszędzie, na każdej scenie. To było fajne, bo to co oferujemy muzykom to nie są jakieś kosmiczne gaże, tylko normalne życiowe stawki. Ale każdy z przyjemnością przyjeżdża, szczególnie młodzi ludzie, bo mają możliwość konfrontacji. Myślę, że bardzo ważna jest atmosfera, która jest w Kończycach, tego pleneru, otwartości, mieszania się ludzi, tego, że czasem przychodzą całe rodziny. Ci ludzie tylko raz w roku słuchają takiej muzyki, ale jestem przekonany, że ten rodzaj oczyszczenia każdemu jest potrzebny. I robimy to też po to, żeby ludzie przeszli na jasną stronę mocy...

Wspomnieliście, że wielu wykonawców po udziale w festiwalu w kolejnych latach robiło spektakularne kariery.
Grzegorz Kuciera:
Uważam, że to jest bardzo ważne w naszym festiwalu, że udało nam się parę razy być ten krok przed. Motion Trio, Kapela ze Wsi Warszawa... To są takie większe przykłady, ale tych muzyków jest dużo. Muzyków, którzy potem gdzieś sie pojawiali, grali...
Marian Oslislo: A nie wiem czy pamiętacie – oni się wtedy nazywali PARNAS Quartet (Piotr Wyleżoł, Tomasz Grzegorski...), a w tej chwili to zespół Nigela Kennediego. To był genialny koncert, oni wtedy jakąś nagrodę dostali na jazz juniors, i zaraz potem grali u nas. Nawet zdjęcia nie mieli. Zawsze robimy programiki i pamiętam, że spotkaliśmy się przed akademikiem Akademii Muzycznej w Katowicach – pytam się „macie zdjęcie?”, a oni: „jakie zdjęcie?”. Więc mówię: „to stańcie tu szybko” i ciach...

Oddziaływanie festiwalu nie jest tylko lokalne..
Marian Oslislo:
Chcemy lokalnie, ale to się nie udaje...[śmiech] Wychodzimy daleko poza. Był taki festiwal chyba w 2004 roku czy 2005, kiedy graliśmy w ośmiu miastach Śląska, to było organizowane wspólnie z ARS CAMERALIS, odbyło się w ramach dni Nadrenii Północnej– –Westfalii: Bytom, Mikołów, Ruda Śląska, Świętochłowice...

Koncerty i to co się dzieje po koncertach – żywiołowe jam session. Z tego co wiem, najwięcej takich imprez odbyło się w klubie jazzowym umiejscowionym przy zabrzańskim Teatrze Nowym. Tak więc JAZ to nie tylko festiwal, ale także wiele koncertów klubowych.

Marian Oslislo: To były zawsze dwa istnienia. Był klub i był festiwal i to się zawsze uzupełniało. Klub to było miejsce, gdzie muzyka się działa non stop – tam w ciągu dwóch lat, nie skłamię chyba, zrobiono przeszło dwieście koncertów.
Grzegorz Kuciera: W jednym roku – mam to policzone – dziewięćdziesiąt osiem.
Marian Oslislo: To było nieprawdopodobne. Były takie tygodnie, że codziennie był koncert. To był w ogóle pierwszy klub na Śląsku, miejsce w nowej Polsce, po 1989 roku, który lansował muzykę na żywo. Tam się rzeczywiście niesamowite rzeczy działy.
Krzysztof Kuciera: Mogło się walić, palić, ale czwartek był w klubie.
Marian Oslislo: Zachowały się taśmy z takich koncertów. Zupełnie nieźle są nagrane, dobrze byłoby kiedyś je wydać. Tych taśm jest masę, te koncerty były absolutnie niezwykłe.
Grzegorz Kuciera: Kilka dni temu miałem okazję zobaczyć w telewizji jak Mikołaj Trzaska wręczał nagrodę na festiwalu filmów polskich w Gdyni. Mikołaj Trzaska był stałym bywalcem klubu. Generalnie jak przyglądamy się współczesnej scenie jazzowej, to w zasadzie każdy z tych muzyków był w klubie. To byli ludzie prawie stale z nim związani. Jacek Olter, Tymon Tymański, Tomasz Gwinciński, Jerzy Mazzoll...
Marian Oslislo: ...czy ludzie z Mózgu z Bydgoszczy [słynny klub i stowarzyszenie – red.], awangarda, ten nowy ruch w jazzie... W zasadzie zabrzański klub był takim miejscem, w którym oni naprawdę się udzielali.

Marian powiedział niedawno, że płyty się kończą, zaczyna się sieć. JAZ ma swoją stronę internetową – jak planujecie się tam rozwijać?
Stanisław Przybyła:
Po paru latach udało nam się zrobić nową stronę internetową. Myślę, że ona będzie bardziej żyła niż poprzednia. Można na niej znaleźć podstawowe informacje na temat naszej organizacji i całej historii. Postaramy się na tej stronie prezentować jak najwięcej materiałów historycznych z tych festiwali, które już za nami, a bardzo często byśmy chcieli od nich wrócić, pooglądać zdjęcia czy posłuchać fragmentów nagrań. Na stronie będą dostępne pliki wideo, pliki dźwiękowe, mam nadzieję, że będą tam też wszystkie nasze wydawnictwa płytowe.
Grzegorz Kuciera:
Jesteśmy współwydawcą czterech płyt.
Stanisław Przybyła:
Chcemy to promować, tym bardziej, że płyty są już często nie do dostania w żadnych sklepach. Mam nadzieję, że strona będzie teraz takim centrum...
Marian Oslislo:
...ale też takim forum wymiany myśli. Mamy paru klubowiczów, paru asocjantów, którzy lubią pisać i świetnie piszą, którzy lubią się dzielić swoimi pomysłami.
Grzegorz Kuciera: To jest bardo ważne. Bo tu jesteśmy w czwórkę...
Krzysztof Kuciera: ...ale jest nas dużo więcej.

Czyli JAZ Festiwal to święto muzyki, ale też święto, które ściąga i cementuje współpracowników jazzowej asocjacji z całej Polski i nie tylko...
Krzysztof Kuciera:
Wiemy że na końcu czeka duża nagroda.

W postaci?
Krzysztof Kuciera:
Super zorganizowanego festiwalu.

Zarażacie jazzem?
Marian Oslislo:
Infekujemy jazzem. Nie mamy nic przeciwko różnym stylom i gatunkom muzycznym, ale my chcemy lansować jasną stronę mocy i dzielić się tym ze wszystkimi.

 

Stowarzyszenie Muzyczne Jazzowa Asocjacja Zabrze to jedno z aktywniejszych stowarzyszeń istniejących i działających na terenie Śląska, całkowicie oddolna inicjatywa muzycznych, samorządowych fanów „muzyki bez granic”. Najważniejszym i najbardziej wymiernym sukcesem stowarzyszenia jest – organizowany od osiemnastu lat – JAZ Festiwal Muzyki Improwizowanej. Ideą festiwalu jest zaprezentowanie szerokiej publiczności najnowszych trendów muzycznych, a obok artystów jazzowych występują ci uprawiający muzykę klasyczną i współczesną, folkową (world music), rockową, eksperymentalną i elektroniczną. Na festiwalu występują artyści młodzi, dopiero wchodzący w profesjonalny świat muzyki, jak i uznani, doświadczeni mistrzowie. JAZ jest również wydawcą płyt i publikacji związanych z szeroko pojmowaną kulturą muzyczną. Więcej na: www.jaz.zabrze.pl