B 2sport

Kto smaruje, ten jedzie...

[ tekst Waldemar Grudzień ]

Za oknem coraz zimniej, śnieg spadnie lada dzień, a nasza kochana „kopana” z orzełkiem czy bez, zawiesi wkrótce rozgrywki na dłuższy czas, dlatego pora przerzucić się czym prędzej w kibicowaniu na dyscypliny bardziej na czasie. I co my tu mamy? Ano mizernie, panie, mizernie.

Nasz narodowy Orzeł (co my Polacy ciągłe z tym orłem…?) z Wisły niestety przestał już latać nad skocznią, zamieniając śnieg na dakarskie piaski, więc została nam tylko KK – Królowa z Kasiny Wielkiej. I na niej skupimy nasz telewizyjny wzrok w najbliższych miesiącach. Do kolejnego ważnego, acz pozbawionego imprez rangi mistrzowskiej sezonu, jak to ma w zwyczaju, Justyna przygotowała się solidnie. Pokazały to już pierwsze zawody, na których podopieczna mistrza Wieretelnego, może nie znalazła się w czołówce, ale zasygnalizowała dobrą dyspozycję i duży potencjał fizyczny. No właśnie… Nasza najlepsza niewątpliwie w historii biegaczka na nartach będzie chciała w tym sezonie, jak to ma w zwyczaju, utrzeć ponownie nosa norweskiej narodowej gwieździe i wygrać kolejny puchar. Co by nie powiedzieć, obie są bardzo silne, wytrzymałe, zmotywowane i o końcowym sukcesie może zadecydować tym razem błahostka. Tylko czy zwykły sportowy spryt, umiejętność przechytrzenia przeciwnika „głową”, zdrowa kalkulacja na trasie to istotnie błahostka? Kowalczyk ma idealne warunki do treningów i startów. Jeździ po świecie z własną ekipą serwismenów, jednymi z najlepszych na świecie, a podczas zawodów mieszka w wynajętym dla niej indywidualnie domku. I to jej się należy. Ale do pokonania Marit Bjoergen trzeba czegoś więcej. W moim mniemaniu wszystko rozegra się w tym roku właśnie w głowie, a w tej materii Justyna jak dotąd wydawała się słabsza od rywalki. Nie raz, nie dwa bywało, że na końcowym etapie biegu, gdy już tylko we dwie zmierzały do mety, Justyna w swej nieprzepartej chęci pokonania astmatycznej „koleżanki” spinała się, usztywniała, traciła zimną krew popełniając błędy, które miały wpływ na końcowy wynik. Czasem pojechała źle na zjeździe po łuku, nie na czas zmieniła tor jazdy, podbiegła w klasyku łyżwą. I tu właśnie leży pies (w śniegu) pogrzebany.

Skoro utrzymanie naszej biegaczki i tak kosztuje już krocie, czy nie należałoby jeszcze trochę posmarować, tzn. dołożyć związkowego grosza i wynająć dla Justyny dobrego psychologa, biegłego w sportowych niuansach? Moim zdaniem tak. Taki ktoś miałby za zadanie chłodzić gorącą głowę Królowej i podszeptywać psychologiczne sztuczki, po których narciarska Norwegia wpadnie w jeden skandynawski szloch. Ale to ja tak uważam, bo mam wiele czasu na przemyślenia i nie o moją kasę chodzi. Ciekawe jednak, co na ten temat sądzi prezes Polskiego Związku Narciarskiego? Na razie się niestety nie dowiemy, bo Tajner pojechał właśnie do krawca. Szyje garnitur na ślub córki z Czerwonym…

Artykuł opublikowany w magazynie BEDRIFT zima 2011.