grafikisport

Zaścianek Biało-Czerwony, na zielonym

[ tekst Marek Winter ]

We wrześniu ubiegłego roku fanów piłki nożnej obiegła wielce krzepiąca i niewiarygodna wręcz wiadomość. Otóż w Warszawie, po długich staraniach, otwarto szkółkę piłkarską będącą 14. filią (jedyną w Europie!) słynnej barcelońskiej La Masii. Tak, tak. Tej La Masii, z której wywodzi się najlepszy obecnie piłkarz świata Leo Messi i rzesza nie mniej, niż Argentyńczyk, utalentowanych młodych ludzi. Warszawska szkółka, jako bazę treningową, ma wykorzystywać wybudowane już Orliki. Wykorzystuje, ale niestety coraz trudniej dojść Hiszpanom do porozumienia z władzami stolicy.

Jak to robią u hiszpańskiego źródła? Powstała w 1979 r. La Masia, (a może już La Messia?), to tak naprawdę XVIII-wieczna, wykupiona przez klub, farma położona w pobliżu stadionu Nou Camp w Barcelonie. Od niej zyskał nazwę cały system szkolenia najzdolniejszej piłkarsko młodzieży, pochodzącej z samej Hiszpanii i spoza niej. Zasada jest prosta. Wytypowani przez specjalnych skautów kilkulatkowie uczą się, trenują i spędzają cały wolny czas na miejscu. Są wychowywani w ściśle sportowym duchu, a pojęcie rywalizacji jest im wpajane stopniowo – najmłodsi grają jedynie dla przyjemności. Kilkunastu chłopców ma zakwaterowanie „na farmie”, pozostali mieszkają na stancjach w pobliżu. Większość pochodzi z Katalonii, ale w szkółce trenują przybysze z Argentyny, Brazylii, Wenezueli, Gambii, Gwinei, Kamerunu, Nigerii, Senegalu, Wybrzeża Kości Słoniowej, Dominikany, Andory, Belgii, Francji, Grecji, Gruzji, Portugalii, Serbii, Szwajcarii, Węgier i Hiszpanie rzecz jasna. Nie ma Polaka.

W tej fabryce piłkarskich gwiazd panują nienaruszalne zasady futbolu: po przyjęciu piłki bramkarz nigdy nie wykopuje jej w pole, lecz podaje obrońcom. Akcję buduje się cierpliwie, od własnego pola karnego. O tym systemie piłkarze mają myśleć bez przerwy – w każdym momencie powinni wiedzieć, gdzie na boisku znajduje się partner. Taktyki uczy się tam od ósmego roku życia, nad przygotowaniem fizycznym pracuje się wyłącznie z piłką. 16-latkowie, jeśli zechcą, mogą chodzić na siłownię. Ale nie muszą.

La Masia to prawdziwa akademia futbolu dla tych, którym marzy się wielka kariera piłkarska. Od jej powołania, ponad 30 nastolatków weszło w skład pierwszego zespołu Barcelony: m.in.: Guardiola, de la Pena, Puyol, Xavi, Valdés, Gabri, Piqué, Busquets, Iniesta, Messi, Pedro i Fabregas. Z tej grupy trzeba wyróżnić Guardiolę, który zamknął pewien cykl-system szkoleniowy, jaki preferuje się w La Masii. Na pierwszy trening przyszedł jako 11-latek, ze zdolnego juniora przerodził się w doskonałego seniora, był zarazem wychowankiem i gwiazdą europejskiego formatu, by zostać w końcu wybitnym trenerem. No i Messi. Trochę przypadek zadecydował, że blaugrana ma dziś w swych szeregach tego wirtuoza piłki, ale trzeba też oddać umiejętność podjęcia właściwej decyzji, we właściwym czasie, działaczom La Masii. Gdy u Messiego wykryto tzw. karłowatość przysadkową, zrodziło to konieczność kilkuletniej kuracji hormonalnej. Wtedy właśnie Hiszpanie zadeklarowali pomoc i ściągnęli Argentyńczyka do Barcelony z rodzinnego Rosario. Dziś odpłaca się im grą, która rzutuje na charakter całej drużyny. Komentatorzy sportowi określają to często jako futbol kosmiczny.

W dzisiejszych czasach sportowy talent nie ma państwowości. Wszędzie można znaleźć potencjalnych następców futbolowych mistrzów. O sukcesie decyduje coraz częściej oprócz talentu, wychowanie, osobowość i prawdziwa chęć wdrapania się na sportowe wyżyny. Swego czasu wyrokowano, że Justyna Kowalczyk jest tak dobra, bo ma wrodzą dużą wydolność organizmu. Po badaniach okazało się, że jest ona podobna jak u innych zawodniczek. Ale Justyna bije ich inteligencją, prawdziwą chęcią wygrywania, dążeniem do sportowej doskonałości. I ten cel osiąga. W polskiej La Masii pojawiło się natychmiast mnóstwo utalentowanych dzieci. Pod okiem niekwestionowanych fachowców szlifują talent, wierząc że kiedyś być może zagrają nawet w katalońskim klubie. Mają kontakt z innym niż polski, archaicznym, zakompleksionym wzorcem nauki futbolu spod znaku Leśnych Dziadków patronujących „akademii” Legii, czy szkółce Polonii, gdzie uczą po staremu. Z jakim rezultatem widać, gdy nasza reprezentacja wybiegnie na boisko.

Jedna prawdziwa szkółka piłkarska w Polsce, choćby i była z innej galaktyki, przełomu nie uczyni. Ale skoro już jest należałoby ją chronić, bo jest potrzebna. To wprawdzie kropla w kałuży, ale jednocześnie oaza na bezkresnej polskiej piłkarskiej ziemi z mozołem przez lata wyjaławianej przez Jerzego E. i Antka P. Tymczasem typowo nasza rodzima wielowiekowa zaściankowa mentalność, ksenofobiczna niechęć do czegoś z zewnątrz, nawet jeżeli jest to sto razy lepsze niż własna jakość, każe podkopywać, utrącać, niszczyć „obcego”, w duchu partykularnych interesów i wszechwiedzy Zaścianka. A to podniesiemy czynsz za Orliki, a to utrudnimy Hiszpanom prawidłowe prowadzenie dokumentacji – niech się nie panoszą na naszych pezetpeenowskich ślicznych zielonych murawach. Co? Hiszpanie wyjechali? Nic się nie stało, Jurek i Antek mają wszystko pod kontrolą…

 

Artykuł opublikowany w magazynie BEDRIFT wiosna 2012.