s-bobu-bieg2 kadrowany.jpg

Biegam między wykładami...

[ z Borysem Budką rozmawiała Anna Ochmann, zdjęcia Michalina Kuczyńska ]

Podobno gonisz swoich studentów, a z klientem najchętniej umawiasz się w lesie… Czy to prawda?
Rzeczywiście, czasami w przerwie między zajęciami wyskakuję do lasu, by przebiec 10-15 kilometrów, ale swoją pasją nie maltretuję ani studentów, ani klientów. Pierwsi w swoim tempie zaliczają u mnie kolejne przedmioty, a drudzy nie muszą biegać za mną po poradę prawną…

Ale bieganie, to nie jedyna Twoja pasja?
Mam to szczęście, że pasją są zarówno praca zawodowa, działalność społeczna, jak i ukochany sport, czyli bieganie.

To zacznijmy od tego ostatniego…
Biegam już ponad połowę mojego 33-letniego życia. Zaczynałem jeszcze w szkole podstawowej, wspólnie z kolegami, jako zawodnik Górnika Zabrze. Miłością do biegania zaraził nas trener Grzegorz Mataczyński, który do teraz wychowuje – z sukcesami – kolejne pokolenia biegaczy. Potem, gdy już studiowałem, nie miałem czasu na treningi w klubie, ale zawsze znajdowałem czas, by wyjść pobiegać. I tak zostało do dziś.

Praca na uczelni, własna kancelaria prawna, działalność w Radzie Miejskiej, aktywność społeczna. Jak jeszcze znajdujesz czas na codzienne bieganie?
To tylko kwestia dyscypliny. Wbrew pozorom, im więcej mam obowiązków, tym lepiej mogę zorganizować swój czas. A bieganie jest takim zajęciem, że praktycznie pora dnia nie ma znaczenia. Najwcześniejszy trening zaczynałem około 5 rano, a najpóźniej zdarzało mi się biegać nawet po godzinie 22. Rzecz jasna, najtrudniej jest zimą, ale przecież to tylko kilka miesięcy w roku.

Jesteś profesjonalistą wśród amatorów?
Dobre określenie. Nigdy nie będę profesjonalnym zawodnikiem. Ale jak na amatora, biegam sporo, przynajmniej sto kilometrów tygodniowo, a w okresach przygotowania do maratonu – nawet kilkadziesiąt kilometrów więcej. Z satysfakcją mogę się pochwalić „życiówką” w maratonie sprzed dwóch lat – 2 godziny 39 minut. Wierzę, że kiedyś uda mi się poprawić ten rezultat. Do sukcesów w tym roku mogę zaliczyć najniższy stopień na podium w Półmaratonie Silesia oraz siódme miejsce (na 1702 startujących) w półmaratonie w Rejikiawiku.

Co radziłbyś tym, którzy chcą biegać, a nie wiedzą, jak się do tego zabrać?
Wszystko zależy od ogólnego przygotowania kondycyjnego. Jeśli naszą ostatnią aktywnością były lekcje wychowania fizycznego w liceum – kilkanaście lat temu – z pewnością na początku musimy zacząć od marszobiegu. Biegniemy do pierwszej mocniejszej zadyszki, potem dwukrotnie dłużej rytmicznie maszerujemy. I tak 3-4 razy w tygodniu, około pół godziny. W miarę poprawy naszej wytrzymałości zmienia się marszobieg – biegamy dłużej, maszerujemy krócej, aż będziemy w stanie, bez większych przeszkód, przebiec bez przerwy 30 minut. Wtedy możemy sięgnąć po plan dla początkujących biegaczy. Na szczęście nie ma problemu, by w Internecie znaleźć odpowiedni dla poziomu każdego biegacza. Najlepszą bazą – oczywiście oceniając subiektywnie – jest portal bieganie.pl. A do obowiązkowej lektury zaliczam książki Jerzego Skarżyńskiego, znakomitego polskiego maratończyka, które zawierają niemal kompletną wiedzę na temat biegania. Każdy, zarówno doświadczony biegacz, jak i amator, znajdzie w nich coś dla siebie.

Gdzie radzisz biegać? Zwłaszcza na Śląsku wydaje się to być trudne…
Jest wiele miejsc, które świetnie nadają się do biegania. W Katowicach mamy Dolinę Trzech Stawów, park Kościuszki, czy lasy panewnickie. W Chorzowie jest Wojewódzki Park Kultury i Wypoczynku. W Gliwicach świetnym miejscem dla biegaczy jest tzw. lasek chorzowski albo dzielony z Zabrzem las na granicy Szałszy i Maciejowa. W Zabrzu można też pobiegać w parku Powstańców, na Helence czy w Rokitnicy. Można też wykorzystać nowo tworzone ścieżki rowerowe. Zapewniam, biegać można praktycznie wszędzie! Mnie zdarzało się biegać zarówno na pustyni, w centrum Rzymu, Mediolanu i Paryża, jaki i na wietrznych fiordach przy Morzu Arktycznym. Były też mniej odległe miejsca – osiedle w Bełchatowie, czy poranny trening na gdańskiej starówce…

Podróżować i biegać. Każdy by tak chciał…
Mam to szczęście, że często prowadzę zajęcia na różnych zagranicznych uczelniach. Zawsze przy tej okazji „obiegam” miasto, w którym jestem. Tak zwiedziłem m.in. Porto, Kortrijk, Saint Etienne, Bordeaux, Gironę, San Sebastian, Cluj Napoca, Tampere, Oslo, Larisę… Pasje można łączyć, a na studentach robi wrażenie, gdy po wykładzie wdaję się z nimi w rozmowę o ich mieście, znając jego topografię…

Czy bieganie to odskocznia od żmudnej, a dla niektórych chyba nudnej, pracy prawnika?
Nie zgadzam się, że praca prawnika jest nudna. Prawo jest pasjonujące i można je pokochać, tak jak bieganie. Z pewnością każdy sport jest swego rodzaju odskocznią i lekarstwem na stres. Pozwala też zachować dobrą formę fizyczną. A to z kolei sprzyja koncentracji podczas wysiłków umysłowych. Poza tym, gdy jest się sam na sam ze sobą w lesie, na pustej ścieżce, podczas 2-3 godzinnego treningu, można niektóre rzeczy przemyśleć i znaleźć rozwiązanie m.in. dla wielu problemów zawodowych. Nawet w okresach najbardziej intensywnej pracy, gdy przygotowywałem się do egzaminu radcowskiego, czy też obrony pracy doktorskiej, nie zrezygnowałem z treningów. Pamiętam, że niektórzy koledzy pukali się w czoło, gdy słyszeli o tym, że odrywam się od książek, żeby iść na godzinę czy dwie do lasu pobiegać. Ale ruch na świeżym powietrzu naprawdę pomaga! Egzaminy zdałem na piątkę, a w okresie dwóch tygodni zaliczałem kolejny maraton.
Od dziewięciu lat jesteś radnym zabrzańskiej Rady Miejskiej, byłeś jej przewodniczącym. Mieszkańców nie dziwi, że mogą zobaczyć Cię na ulicy w obcisłych getrach i sportowej bluzie?
Na początku słyszałem różne komentarze. Ale dziesięć lat temu bieganie było sportem niszowym, rzadko można było spotkać innych biegaczy w mieście. Od tego czasu wiele się zmieniło, a ja stałem się swego rodzaju ambasadorem biegania. Pokazuję, że można być aktywnym zawodowo, a do tego realizować swoje pasje. Gdy spotykam się z dzieciakami, które zachęcam do uprawiania sportu, jestem autentyczny, bo zawsze mogę powiedzieć, że pójdę z nimi pobiegać. Dlatego od lat wspieram różne kluby sportowe i trenującą młodzież. Byłem autorem uchwały o cyklicznej nagrodzie miasta za wybitne osiągnięcia sportowe, od początku zasiadam też w komisji ds. sportu w Radzie Miejskiej.

Na początku powiedziałeś, że wszystko, co robisz, jest pasją. Również praca na uczelni?
Dokładnie tak! Dla mnie nauczanie jest czymś więcej, niż tylko przekazywaniem suchych faktów. To przede wszystkim dobry kontakt ze studentem, czy uczestnikiem szkolenia. Jeśli słuchacz widzi, że naprawdę lubię to, co robię, że uczenie jest dla mnie również przyjemnością, dużo łatwiej osiągnąć interakcję, wciągnąć go w dyskusję. Druga ważna rzecz, to umiejętność połączenia teorii z praktyką. Nauczanie prawa nie może być oderwane od rzeczywistości. Sama teoria w niczym nam nie pomoże. Dlatego, równolegle z pracą na uczelni, prowadzę własną kancelarię radcowską. Dzięki temu mogę łączyć teorię z praktyką. I serwować na wykładach przykłady z życia wzięte, które pomagają zrozumieć zawiłości Temidy.

Czego można Ci życzyć, skoro, jak widać, chyba jesteś wyjątkowo zadowolony z tego, co robisz?
Zawsze mówię, że są dwie rzeczy, których nigdy nie jest za dużo. Zdrowie i czas. Więc gdyby się dało wydłużyć dobę o jakieś dwie godziny, z pewnością mógłbym zacząć przygotowywać się do jakiegoś ultra maratonu.

Artykuł opublikowany w magazynie BEDRIFT jesień 2011.