DSCN1312 Medium

Rzymskie dolce far niente...

[ tekst i zdjęcia ANNA OCHMANN ]

Bazylika św. Piotra z Kaplicą Sykstyńską i Muzeami Watykańskimi, Fontanna di Trevi, Koloseum, Panteon, place Campo de’Fiori, di Spagna (hiszpański) czy del Popolo... Rzym dobrze znany z przewodników i książek o historii sztuki. Rzym historyczny, turystyczny, miejsce pielgrzymek... My postanowiliśmy odkryć „nasz” Rzym – miasto, w którym kilka milionów mieszkańców miesza się co roku z kilkunastoma milionami turystów. Rzym codzienny. I rzymskie dolce far niente („słodkie nieróbstwo”)...

 PIĄTEK

Zmęczenie godzinami podróży zupełnie znika, gdy tylko siadamy do stołu w domu naszych rzymskich przyjaciół. W oczekiwaniu na danie główne przegryzamy parmigiana – zapiekane (a wcześniej panierowane w mące i jajku, przysmażone na oliwie) bakłażany z sosem pomidorowym i dwoma gatunkami sera (w tym – jak sama nazwa wskazuje – parmezanem). Po chwili na stole pojawiają się kolejne antipasti – smażone w specjalnym cieście kwiaty cukinii oraz karczochy, bakłażany i cebula. Chrupiące i delikatne. Rozsmakowując się niespiesznie w tradycyjnej cucina romana zaczynamy cieszyć się naszym włoskim weekendem.

Po pysznej, długiej i bardzo „rozgadanej” kolacji, pomimo rozleniwienia, ulegamy namowom gospodarzy i dajemy się porwać na nocne zwiedzanie Rzymu. Ruszamy na wycieczkę samochodową w tętniące życiem, pomimo godzin nocnych (jest po 23.00), miasto. Zaczynamy od najstarszej rzymskiej drogi – via Appia Antica zwanej przez Rzymian regina viarum, czyli królową dróg. Ciągnie się (obecnie z przerwami) aż do Neapolu, tam skręca na wschód i dochodzi do Brindisi na wybrzeżu Adriatyku, łącząc się z Via Adriatica. 

Parkujemy przy Sepolcro di Cecilia Metella. Grobowiec córki rzymskiego konsula w nocnym, skąpym oświetleniu wygląda jak twierdza, która „stoczyła” wiele bitew, a ślady po rozkradzionym trawertynie, który przed wieka-mi pokrywał jego fasadę, potęgują wrażenie okaleczenia budowli. Kilka kroków dalej możemy dotknąć bruku pamiętającego czasy rzymskie... Droga pełniła także funkcję swego rodzaju cmentarza – prawo pochodzące z V wieku p.n.e. zakazywało pochówku zmarłych w obrębie miasta, więc grzebano ich w pobliżu dróg. Stąd wzdłuż via Appia Antica pełno jest grobowców, katakumb... Wokół, za wysokimi murami znajdują się wille – jedne z najdroższych nieruchomości w Rzymie. Ich światła migocą tajemniczo pomiędzy bujną roślinnością, gdy ruszamy dalej.

Świetnie zaprojektowane podświetlenie wydobywa z mroku nocy detale architektury mijanych budynków, ich piękno, często monumentalność, inspiruje jednocześnie do uruchomienia wyobraźni... Przy najstarszym i największym cyrku starożytnego Rzymu (Circo Massimo) wydaje się, że rozpędzone rydwany znikają w tumanach kurzu uniesionego pędem końskich kopyt, że słyszymy szczęk oręża gladiatorów toczących zaciekłe walki na arenie, a tłum widzów wiwatuje na cześć zwycięzców... Termy Karakali (Terme di Caracalla) onieśmielają z kolei swoim monumentalizmem i rozmachem – zajmowały obszar 11 hektarów. Użytkowano je do VI wieku, do czasu zniszczenia akweduktów zaopatrujących je w wodę. Ponad 1500 osób mogło równocześnie korzystać tu z zakładu kąpielowego, a także spędzać przyjemnie czas w galeriach, salach gimnastycznych, ogrodach, bibliotekach, salach odczytów, sklepach z napojami czy jedzeniem. Sama część kąpielowa term była bardzo rozbudowana, składała się z szatni, frigidarium (sali z zimną wodą), tepidarium (sali z ciepłą wodą), z której na krótko przechodzono do sali kąpieli gorących (caldarium), a czasem do łaźni parowej (laconicum). Podświetlone nocą pozostałości imponujących murów dają wyobrażenie minionej potęgi budowli.

Zwalniamy także przy Mercati di Traiano (targach Trajana) – olbrzymim kompleksie handlowym projektu Apollodorosa z Damaszku stanowiącym pierwowzór obecnych centrów handlowych. W obiekcie znajdowało się około 150 sklepów sprzedających różnorodne towary: od jedwabiu i przypraw ze wschodu, po owoce, świeże ryby i kwiaty. Mijamy Forum Romanum – najstarszy, reprezentacyjny plac miasta i jednocześnie główny polityczny, religijny oraz towarzyski ośrodek starożytnego Rzymu, objeżdżamy Koloseum i kierujemy się w kierunku San Pietro (Bazyliki św. Piotra). Mury twierdzy watykańskiej wydają się, wbrew zasadom perspektywy, większe z daleka niż z bliska, zerkamy jeszcze na potężną bryłę Castel Sant’Angelo (Zamek Świętego Anioła), miejsce, które w czasie politycznych niepokojów było schronieniem papieży i... znowu głodniejemy.

Jest druga w nocy, ale miasto tętni życiem. W osteriach i trattoriach ludzie jedzą i dyskutują, spacerują po uliczkach, śmieją się. Nasi przyjaciele proponują najlepszą pizzę w mieście – oryginalną pizza napoletana – wyrabianą przez pizzaiolo z Neapolu. Siadamy więc przy jednym z marmurowych blatów pizzerii Ai Marmi przy Viale Trastevere 53. Oprócz pizzy (genialnej...) dajemy się także skusić na inne dania typowe dla kuchni Rzymu i Lacjum: filetti di baccalà (smażony w cieście filet z dorsza) i supplì di riso (smażone krokiety ryżowe nadziewane mozarellą). Cieszymy się energią rzymskiej, ciepłej nocy.

SOBOTA

Delikatne. Aromatyczne. Z chmurką spienionego mleka... Poranne cappuccino. Ciesząc się kawowym aromatem i kofeinowym „wnętrzem” zaklętym w niewielkiej filiżance dyskutujemy z baristą o tajnikach parzenia kawy. Syk nowoczesnego, ciśnieniowego ekspresu-kombajnu jest tak różny od delikatnego bulgotania kawy przyrządzanej w naszym domu w tradycyjnej, aluminiowej kawiarce. Barista podkreśla jednak, z wprawą produkując kolejne espresso czy cafe latte dla następnych klientów, że taka domowa kawa nie ma sobie równych. A kawiarka – to kwintesencja tradycji i prawdziwego kawowego aromatu.

Obudzeni poranną kawą ruszamy na podbój Wiecznego Miasta. Najwcześniejszymi śladami osadnictwa na tych terenach są pozostałości cywilizacji Etrusków, potem nastały czasy wielkiego państwa rzymskiego, a gdy cesarstwo się rozpadło Rzym wraz z całym regionem stał się centrum chrześcijańskiego świata. Architekci i artyści, zatrudniani przez papieży i wielkie rody, zapełnili miasto wspaniałymi dziełami architektury i sztuki. To materialne dziedzictwo widoczne na każdym kroku miesza się z duchem miasta...

Spacerujemy wokół Piazza Navona (obszar ten nazywany jest centro storico – historyczne centrum), jednego z najpiękniejszych scenograficznie miejsc Rzymu. Plac powstał w miejscu starego stadionu zbudowanego przez Domicjana w I wieku n.e. Urządzano tu wyścigi rydwanów, walki zapaśnicze i zawody lekkoatletyczne. W centralnej części placu znajduje się Fontana dei Quattro Fiumi (fontanna Czterech Rzek) – jedno z najwspanialszych dzieł Berniniego. Artysta ozdobił ją alegorycznymi rzeźbami czterech rzek z czterech kontynentów: Nilu, La Platy, Gangesu i Dunaju. Plac tętni życiem – eleganckie kawiarnie są ośrodkami życia towarzyskiego, pomiędzy fontannami artyści sprzedają grafiki i akwarele z zaklętymi na papierze widokami Wiecznego Miasta, gwar rozmów miesza się z dźwiękami muzyki, a w antykwariatach znajdujących się w uliczkach wokół można spędzić godziny grzebiąc wśród starych skrzyń, skrzypiących szaf, historycznych książek, map czy pokrytych antycznym kurzem dokumentów. Jest tu jednak coś więcej: ledwie wyczuwalny aromat... elegancji, zapachu perfum uwięzionych w adamaszkowych czy kaszmirowych tkaninach i ozdobnych frędzlach, płochliwa woń tytoniu z wytwornych cygar...

Gasimy pragnienie przy jednym z ponad dwu i pół tysiąca słynnych rzymskich „nosali” (nasoni) czyli fontanienek z pitną, smaczną, ochłodzoną, mineralną wodą. Dostępną za darmo dla każdego mieszkańca, turysty, pielgrzyma. Pierwsze nasoni zostały zainstalowane w 1874 roku, a ich nazwa pochodzi od kształtu wystającej metalowej części, przypominającej trochę nos. Każdy nasone ma mały otwór w górnej części – chcąc się napić trzeba zatykać palcem płynącą wodę, która zaczyna wówczas tryskać w górę tym małym otworkiem. Umożliwia to łatwe ugaszenie pragnienia, jest także higieniczne. Woda jest co roku badania laboratoryjne – zresztą to ta sama, która dociera do rzymskich mieszkań. Nie należy jednak mylić wody z nasoni z wodą z licznych rzymskich fontann – tej drugiej pić zdecydowanie nie należy.

Rzym to także miasto... słodkich, jadalnych kasztanów. Co prawda ich czas to jesień, ale nawet teraz udaje mi się znaleźć stragan z jednym z moich ulubionych przysmaków. Rozgryzając gorący miąższ kasztana planuję przyjazd do Lacjum jesienią, gdy odbywają się tu liczne sagra della castagna – lokalne jarmarki i święta poświęcone właśnie tym słodkim, aromatycznym „ziemniaczkom”.

Zresztą ten weekend przebiega pod znakiem degustacji włoskich przysmaków, także nowych kulinarnych odkryć. Takim moim odkryciem są na pewno karczochy. Zakochałam się w ich smaku już pierwszego wieczoru, a potem próbowałam we wszystkich wersjach, które udało mi się znaleźć. Od sałatki z karczochów, przez jajecznicę z karczochami, aż do carciofi alla romana (karczochów po rzymsku z miętą). Stojąc wśród straganów na Campo de’Fiori zachwycam się dorodnymi okazami tego warzywa – wyglądają jak nierozkwitnięte, mięsiste, fioletowawe kwiaty.

Wieczorem wybieramy się na koncert jazzowy i jednocześnie towarzyskie spotkanie miłośników muzyki improwizowanej. Występują nasi przyjaciele, także mój mąż został zaproszony do krótkiego popisu gry. Od razu zostajemy oczarowani domową atmosferą spotkania, serdecznością i oczywiście... pysznymi słodkościami w dużym wyborze. W przerwie koncertu objadam się popularnym rzymskim deserem torta di ricotta (sernikiem z serka ricotta z dodatkiem cytryny i słodkiego wina Marsala) przyniesionym przez jednego z uczestników wieczoru.

O północy rozpoczyna się jam session. Słuchacze włączają się do gry, amatorzy grają z zawodowymi muzykami, wszyscy dyskutują, cieszą się muzycznym spotkaniem. Nie spodziewam się już żadnych niespodzianek, gdy pada hasło: idziemy coś zjeść... Na zewnątrz czeka na nas penne all`arrabbiata – pyszny, gorący makaron. Dyskusja, nie tylko o muzyce, przenosi się na chodnik przy jednej z głównych rzymskich arterii, powietrze rozbrzmiewa śmiechem, gwarem rozmów, a po chwili także dźwiękami muzyki. Prawdziwa gorączka sobotniej nocy...

NIEDZIELA

Planowaliśmy poranną wyprawę na Porta Portese. To znane, nie tylko w Rzymie, słynne targowisko wszelkich różności umiejscowione w sercu romantycznego Trastevere. W każdą niedzielę, od rana do godziny mniej więcej czternastej pojawiają się dziesiątki stoisk. Można tu spotkać spacerujących eleganckich Rzymian, turystów przerzucających leniwie towar, rozgorączkowanych łowców okazji, przedstawicieli cyganerii, malowniczą mieszankę artystowskiej bohemy, a także... licznych kieszonkowców. Planowaliśmy, ale niestety po jazzowej nocy wstaliśmy za późno, żeby miała sens wycieczka na Porta Portese. Nie rezygnujemy jednak z Zatybrza i ruszamy na podbój dzielnicy Trastevere. Wolno spacerujemy po Via Della Lungaretta i jej przecznicach, zaglądamy do sklepików, wstępujemy na kawę do jednego z barów – wyglądających tak typowo, a zarazem zawsze trochę inaczej: bar, półki z alkoholami na tle wielkiego lustra, kombajn do parzenia kawy, kilka stolików, bogato zdobiony sztukateriami sufit i piętrzące się w stosach kanapki zachęcająco „spoglądające” spod liści sałaty plasterkami mozzarelli czy plastrami prosciutto.

Co kilka kroków mijamy rzędy zaparkowanych motocykli i skuterów. VESPA – obok pizzy, espresso i Koloseum – jest niewątpliwie jednym z najbardziej rozpoznawalnych symboli Włoch. Pierwszy model La Vespa został wyprodukowany ponad sześćdziesiąt lat temu przez firmę Piaggio. Firma borykała się wówczas z kryzysem – koniec II wojny światowej oznaczał koniec zleceń na produkcję samolotów dla wojska (główny produkt firmy). Syn właściciela, Enrico, wpadł wówczas na pomysł stworzenia taniego, praktycznego i prostego pojazdu – niewielkiego motocykla, który w ciepłym klimacie mógł być używany przez cały rok, a jednocześnie w powojennych, biednych i zrujnowanych Włoszech byłby dostępny dla każdego. Pierwszy model został zaprojektowany w 1946 roku przez inżyniera lotnictwa Corradino D’Ascanio. Konstruktor nie był jednak zwolennikiem motocykli, zaproponował więc rewolucyjne zmiany w pierwotnej koncepcji motocykla: silnik przeniósł do tyłu, z przodu zaprojektował osłonę przed brudem, pozbył się ramy tworząc pierwszy w historii jednoślad z samonośną karoserią. Gdy Enrico zobaczył projekt krzyknął „Sembra una vespa!” [Wygląda jak osa! – red.] i tak już zostało... A potem skuter zagrał w „Rzymskich wakacjach” i z taniego pojazdu dla wszystkich Włochów stał się kultowym elementem życia młodych ludzi – symbolem popkultury.

W jednej z uliczek znajdujemy warsztat naprawiający VESPY, a właścicielka z dumą prezentuje stare, historyczne już modele, którym daje nowe życie w swoim zakładzie. Opowiada z pasją i na tyle szybko, że niestety niewiele rozumiemy (a może to rzymski dialekt...), ale przyjemność buszowania wśród modeli z lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych rekompensuje brak możliwości konwersacji.

Dochodzimy do kościoła Santa Maria in Trastevere, który jest najprawdopodobniej najstarszą chrześcijańską świątynią w Rzymie. Zbudował go papież Kaliksta I w III wieku czyli w czasach, gdy chrześcijaństwo było tu jednym z wielu wyznań. Według legendy świątynię wybudowano w miejscu, w którym w dniu narodzin Jezusa wytrysnęła z ziemi fontanna oliwy. Bazylika stała się miejscem kultu Matki Boskiej i do dziś w pięknych mozaikach zdobiących fasadę i wnętrze świątyni dominują wizerunki Madonny. Ta na fasadzie, pochodząca prawdopodobnie z XII wieku, przedstawia Marię, Chrystusa i orszak niewiast z lampami, mozaika w absydzie ukazuje koronację Marii, a poniżej można podziwiać sceny z jej życia. Najstarszym wizerunkiem Matki Boskiej jest, pochodząca z VII wieku, ikona Madonna della Clemenza przedstawiająca Marię jako bizantyjską cesarzową w otoczeniu aniołów.

Nasze krótkie rzymskie wakacje kończymy w pobliżu Hiszpańskich Schodów, w Antico Caffè Greco (przy Via dei Condotti 86). Nazwa kawiarni pochodzi od założyciela tego miejsca – Greka Nicola della Maddalena. Kawiarnia powstała w 1760 roku i jest to druga najstarsza kawiarnia we Włoszech (pierwszą – działającą od 1720 roku – jest wenecki Caffe Florian). W Caffè Greco spotykali się najważniejsi przedstawiciele świata kultury, polityki i gospodarki – bywali tu Stendhal, Goethe, Byron, Andersen, Mendelssohn, Liszt, Wagner, a także Polacy: Mickiewicz, Norwid, Słowacki, Kraszewski, Sienkiewicz, Krasiński... W 2006 roku odsłonięto w kawiarni medalion z wizerunkiem innego bywalca – Czesława Miłosza. Noblista w jednym ze swoich wierszy zatytułowanym zresztą „Caffè Greco” przywołuje wspomnienie swoich pobytów w tym miejscu:

„W latach osiemdziesiątych dwudziestego wieku,

W Rzymie przy via Condotti,

Siedzieliśmy z Turowiczem w Caffè Greco (...)”

Pijąc ostatnie przed wyjazdem rzymskie espresso, chłonąc klimat i atmosferę przepełnionego historią Rzymu żegnam się z tym miastem wspominając ostatnie wersy wiersza:

„(...) Z wiekiem, czy też z mijaniem dwudziestego wieku

Pięknieje dar mądrości i zwyczajna dobroć.

Czytany przez nas obu dawniej Maritain

Miałby powód do chluby. A dla mnie: zdziwienie,

Że stoi miasto Rzym, że znów się spotykamy,

Że jestem jeszcze chwilę, i ja, i jaskółka.”

 

Artykuł ukazał się w magazynie BEDRIFT lato 2012.