Baku mae

Kartka z podróży do Baku

[ tekst i zdjęcia Do rota Koczanowicz ]

Kartek właśnie nie wysyłałam, bo Azerowie nie ułatwiają komunikacji listowej. Na starym mieście kupiłam komplet kart przedstawiających sceny ze starych perskich miniatur. Kartki wydrukowane jeszcze za czasów Związku Radzieckiego. Mężczyzna, który mi je sprzedał, miał kłopot z odpowiedzią na pytanie o najbliższą pocztę. Po konsultacji z kolegami z sąsiednich straganów wymienił nazwę jakiejś stacji metra, przy której rzekomo miała być poczta. Nie zdecydowałam się na tę wyprawę.

Hotelik „Mała wieża” (kichik gala).

Mieszkaliśmy w samym centrum starożytnego miasta odgrodzonego od nowszego Baku murem z piaskowca. To bardzo popularny materiał budowlany. Także teraz powstają wielkie gmachy obłożone piaskowcem. Najpiękniejsze domy to te z Belle époque. Wtedy Azerbejdżan dostał swoją szansę w postaci ropy. Widać siłę ropy również dziś. Cała historyczna część miasta jest odnowiona, a wkoło pełno jest placów budowy – niektóre budynki dość brzydkie, ale wszystkie stawiane z rozmachem.

Kultura rozmów na ulicy.

W Baku są palmy i inne niespotykane u nas rośliny, architektura, nawet ta współczesna ma ślady tradycyjnej kultury muzułmańskiej, ale najbardziej egzotyczni są ludzie. Pierwszego dnia po wyjściu z hotelu zobaczyłam grupki mężczyzn, którzy stali na rogach ulic i gawędzili. Wszyscy jednakowo czarnoocy i czarnowłosi, często ze zrośniętymi brwiami. Tamtejsze kobiety również mają ciekawą urodę, jak ze starodawnych rycin. Wygląda na to, że Azerowie niechętnie mieszają się z przedstawicielami innych grup etnicznych. Wydają się poważni, rozumni, ich twarze przenika melancholia charakterystyczna dla starych kultur.

Kultura mięsa.

W restauracjach, według naszych standardów, jest nadreprezentacja obsługi. Chyba we wszystkich restauracjach, gdzie byliśmy liczba kelnerów, odźwiernych, szatniarzy i innych funkcyjnych była większa niż liczba gości. W menu króluje wołowina, baranina, kozina, drób i ryby. Najdroższe dania są z jesiotra, którego podają z sosem z granatów. Po kilku dniach jedzenia szaszłyków, kebabów i mięsnych pilawów podjęliśmy próbę zamówienia czegoś wegetariańskiego. W karcie są wprawdzie działy wegetariańskie, ale okazało się, że w daniach nazwanych warzywnymi oprócz mięsa są warzywa. Mój towarzysz zamówił szaszłyk z bakłażana. Bakłażan oczywiście był nadziewany baraniną. Szaszłyk orzechowy był oczywiście zrobiony z mielonego mięsa z orzechami. Najbardziej jednak spektakularny przykład to sałatka warzywna, do której nie powstrzymali się, żeby nie dorzucić kurdiuka – ogona baraniego.

Oddech dają solone białe sery i „ziele” – rodzaj prostej sałatki złożonej z gałązek ziół. Zwykle na talerzu jest kilka młodych cebulek ze szczypiorkiem, pęczek kolendry, pęczek pysznej rośliny o ostrym smaku – coś pomiędzy rukolą a rzodkiewką, której listki wyglądają jak szczaw i jeszcze jedna roślinka, której wcześniej nie spotkałam, fioletowa o anyżowym smaku. Zioła po prostu bierze się ręką ze wspólnego półmiska i przegryza czekając na główne danie. Na stole zawsze jest też koszyk z płaskim chlebem.

Kultura herbaty.

Z kawą jest bardzo ciężko. Azerowie kawy nie piją i nawet jak się biorą za jej parzenie, to im nie wychodzi. Jedynym miejscem z dobrą kawą w tym czteromilionowym mieście jest kawiarnia rosyjska, przy jednej z głównych ulic. Nie jest to tanie miasto. Za kawę trzeba zapłacić około cztery manaty, czyli około 16 złotych.

Oni uwielbiają herbatę, która jest obowiązkowym elementem po każdym posiłku. Podają ją w małych szklaneczkach z rżniętego szkła na porcelanowym spodeczku. Do herbaty jest zawsze cukier, cytryna i coś słodkiego: cukierki czekoladowe, konfitury, pachlawa (bardzo słodka, z orzechów i miodu). Nie ma ucieczki od herbaty. Kiedy po jednej kolacji odmówiliśmy herbaty, kelner nie potraktował tego serio. Przyniósł wszystkim po szklaneczce mówiąc, że to w prezencie.

Święty pozakościelny.

W domu obok naszego hotelu mieszkał siódmy potomek imama, który zmarł w 1956 roku. Obecnie jego mieszkanie jest miejscem kultu. Ludzie przychodzą, żeby się pomodlić przed jego zdjęciem i dotknąć krzesła, na którym siedział. Swoje prośby wspierają datkami, które składa się na talerzu koło krzesła. Nie znam historii świętości tego człowieka, ale jedno jest pewne, że nie jest ona potwierdzona przez autorytet hierarchów kościelnych. To święty świecki, ale chyba jego moc jest duża, bo liczba ludzi odwiedzających krzesło jest spora.

Monarchia.

Teraz w Azerbejdżanie dyktatorską władzę sprawuje Ilham Alijew, syn Gejdara Alijewa, który był prezydentem wcześniej. W całym mieście widać podobizny prezydentów pojedynczo lub w duecie. W naszym hotelu przy portierni też wisi portret ojca. Kraj jest bardzo skorumpowany i dochody z ropy trafiają do garstki ludzi. Jest duże bezrobocie i rozkwita szara strefa. Na razie Baku wydaje się spokojne, trochę uśpione, ale dyskutuje się żywo przypadek Egiptu i innych krajów, gdzie lud się burzy. Oni też nie lubią swego prezydenta.

Za miastem.

Ostatniego dnia zostaliśmy zawiezieni 50 kilometrów od Baku, żeby zobaczyć unikalną sztukę neolityczną. We francuskiej Lascaux można oglądać już tylko kopie fresków w sąsiadującej z oryginałem jaskini. W Azerbejdżanie wszystko jest dostępne i nawet niezbyt pilnowane. Chyba bez trudu można byłoby sobie odłupać kawałek skały z neolitycznym reliefem. Głównie to sceny polowań. W czasach, kiedy powstawały te dzieła morze było dużo bliżej tego miejsca niż teraz, i była bogata roślinność. Teraz to najbardziej ponure góry, jakie kiedykolwiek widziałam.

 

Artykuł opublikowany w magazynie BEDRIFT wiosna 2012.