Zamarznięte winnice

Zamarznięte winnice

[ tekst i zdjęcia Wenancjusz Ochmann ]

Nieco ponad 400 kilometrów dzieli stolicę Śląska od Purbach – małej miejscowości w austriackim regionie Burgenland. Po kilkugodzinnej, dość komfortowej podróży głównie autostradami Słowacji i Austrii, docieramy do największego austriackiego obszaru upraw winorośli. Do Wiednia mamy jedynie około 45 kilometrów, ale wiejskie otoczenie i sielskie widoki, otaczające nas zewsząd winnice, które „przysiadły” na łagodnych pagórkach oraz ogromne jezioro Neusidlersee, pozwalają całkowicie zapomnieć o wielkomiejskim zgiełku. To, co zwraca jednak przede wszystkim moją uwagę to zaskakujący widok krzewów winorośli – chyba pierwszy raz oglądam winnice, na których zimowa szadź malowniczo osiadła grubą warstwą. Gdzieniegdzie pozostawiono winne grona, pewnie by mogły posłużyć do produkcji słodkiego, deserowego Eiswein – wina lodowego.

Po tafli zamarzniętego jeziora, jak po wielkim lodowisku, dzieci i dorośli jeżdżą na łyżwach. Towarzyszą im radośnie rozbrykane psy. Latem obszar ten jest mekką dla kolarzy, którzy mogą rozkoszować się możliwością jazdy po licznych i świetnie przygotowanych trasach rowerowych. Najciekawsza okrąża jezioro i przebiega przez Austrię i częściowo Węgry. Ponad dwadzieścia lat temu przebiegała tędy ściśle chroniona granica pomiędzy wschodnią i zachodnią Europą, a dzisiaj w tym miejscu ledwo widoczne są słupki graniczne, no i zapada w pamięć dużo gorsza – po węgierskiej stronie – nawierzchnia drogi. Wyjątkowe warunki klimatyczne, łagodny klimat, dobre nasłonecznienie oraz bliskość dużego, płytkiego akwenu, sprzyjają uprawie winorośli. Na dłuższą dyskusję, połączoną z degustacją tutejszych win, umówiliśmy się w miejscu chyba najbardziej odpowiednim – restauracji znajdującej się w dawnej piwnicy służącej do przechowywania i leżakowania tego wyśmienitego trunku. Kilkanaście schodków sprowadza nas do takiej chłodnej przestrzeni. W Purbach znajdują się całe ulice zabudowane tzw. „weinkelerami”, których dachy porasta trawa.

Jesteśmy gośćmi rodziny Sandhofer, do której należy 15 hektarów winnic. Tradycje winiarskie w tej rodzinie sięgają czasów panowania cesarzowej Marii Teresy, kiedy to przodkowie, obecnie kierujących tym rodzinnym przedsiębiorstwem Huberta i Michaeli Sandhoferów, przybyli do Burgenland z Tyrolu. Niezwykle ciekawej opowieści o pasji uprawy winorośli i tworzenia wina słuchamy degustując aromatyczne białe Gewürztraminer z roku 2007. Do obiadu decydujemy się na kieliszek popularnego czerwonego Blaufränkisch, a na koniec spotkania gospodarze proponują wyrafinowane Pinot Noir. Restauracyjka, bo zaledwie kilka stolików mieści się w tej niedużej piwnicy, prowadzona przez Birgit Sanhofer, jest znana z oryginalnej kuchni będącej połączeniem wpływów austriackich i węgierskich. Wszystko zresztą za sprawą dowodzącego kuchnią Węgra. Możemy więc zdecydować się na klasycznego winersznycla, ale gospodarze proponują nam znakomite potrawy oparte na produktach sezonowych i lokalnych, a zwłaszcza wyśmienitą zupę rybną na ostro.

Oprócz wspaniałej kuchni i wyśmienitego wina z własnych winnic restauracja słynie również z organizacji corocznych imprez tańczenia salsy na ulicy czy koncertów muzyki jazzowej. Przyjmujemy zaproszenie na nastrojowego, jazzowego, połączonego z degustacją win i tańczeniem klasycznego wiedeńskiego walca o północy, sylwestra i ruszmy na spacer do zabytkowego centrum. Tu niespodzianka – odkrywamy polskie akcenty. Na mozaikach obrazujących historię Purbach odnajdujemy charakterystyczne skrzydła polskiej husarii. Obszar ten został wyzwolony spod tureckiego najazdu właśnie, m.in. przez wojska polskie, podczas sławetnej odsieczy wiedeńskiej króla Jana III Sobieskiego w 1683 roku. Na innej mozaice bogato odziany Turek salwuje się ucieczką przez komin… To chyba najbardziej znana legenda z tego okresu – głosi, że dowódca wojsk tureckich musiał uciekać tą drogą, aby ratować życie. Komin ten można obejrzeć na żywo…

Artykuł opublikowany w magazynie BEDRIFT zima 2011.