DSC0190

Odkrywanie turystycznych uroków Tychów

[ tekst Irma Kozina, zdjęcia Adrian Larisz ]

Przed kilkoma laty górnośląskie gazety rozpoczęły publiczną debatę nad kształtem urbanistycznym Tychów - jednego z najmłodszych miast przemysłowych regionu. Historycy odnaleźli wówczas tajemniczy plan z czasów III Rzeszy, na którym okupujący Polskę naziści zaznaczyli nowy twór – umieszczoną w samym centrum przemysłowej aglomeracji osadę odciążającą przeludnione ośrodki przemysłu ciężkiego. Tworem tym było nowe miasto, układem założenia przypominające powstałe tuż po drugiej wojnie rozwiązanie tyskie – autorstwa polskich urbanistów, realizujących postulaty planu sześcioletniego. Czy owo podobieństwo jest przypadkiem? Na to pytanie nie można dzisiaj udzielić jednoznacznej odpowiedzi. Jedno jest pewne: bez względu na genezę urbanistycznego rozplanowania dzisiejsze Tychy są unikatowym osiągnięciem kreatywnych architektów, wprawnie wcielających w życie koncepcje polityczno-gospodarcze PRL-u. Turystyczna atrakcyjność tego miasta zainspirowała opracowanie specjanego przewodnika, udostępnionego zainteresowanym bezpłatnie - w wersji internetowej.

Liczące obecnie ponad 125 tysięcy miasto, powstałe w sąsiedztwie dawnego browaru książąt pszczyńskich, niesłusznie bywa nazywane wielką robotniczą sypialnią. Jego powojenna historia rozpoczyna się pierwszą literą łacińskiego alfabetu: osiedlem A, zaprojektowanym przez wybitnego architekta Tadeusza Teodorowicza Todorowskiego. Ten przedwojenny absolwent Politechniki Lwowskiej nieco przechytrzył socrealistycznego inwestora, wprowadzając w powstającym od 1950 roku założeniu symetryczny układ budynków zgrupowanych na centralnym dla całego układu placu, konsekwentnie unikając zastosowania monumentalnej skali, typowej dla współczesnych Tychom osiedli wznoszonych w Warszawie i Nowej Hucie. Pośrodku placu usytuowany został dom kultury, po którego obu bokach znalazły się klasycznie zakomponowane skrzydła o funkcji bloków mieszkalnych. Zgodnie z panującą w czasach socrealizmu doktryną, punktem odniesienia dla  działań urbanistycznych Todorowskiego była epoka renesansu, toteż plac stworzony przez tego architekta zbliżony jest w pewnej mierze do zaprojektowanego w Rzymie, przez Michała Anioła, placu Kapitolińskiego. Jego przedłużeniem jest wewnątrzosiedlowa ulica, u wylotu której stanęła rzeźba Stanisława Marcinowa, przedstawiająca robotnicę z kielnią i miniaturą budynku mieszkalnego. Ów posąg wyrażał charakterystyczny dla powojennej Polski status kobiety, przyjmującej na siebie rolę budowniczego odtwarzajacego świat po wojennej pożodze.

Kameralność osiedla A rozczarowała PRL-owskich notabli, oczekujących od architekta stworzenia monumentalnej oprawy dla uroczystości partyjnych. Drogą konkursu wyłoniono nowych projektantów. Zostali nimi warszawscy architekci Hanna Adamczewska i Kazimierz Wejchert. Początkowo zamierzali oni wykreować socrealistycznie wystylizowany układ z potężnym placem z siedzibą władz miasta i partii oraz z wielką aleją, wykorzystywaną podczas wieców i pochodów pierwszomajowych. Pod wpływem politycznej „odnowy" z 1956 roku zrezygnowali z socrealizmu, wprowadzając zabudowę w formie pozbawionych wszelkiej dekoracji wielkopłytowych bloków, reprezentujacych stylistykę zwaną przez znawców socfunkcjonalizmem. Wznoszone przez nich osiedla, oznaczane kolejnymi literami alfabetu, przybrały formę nieco monotonną, ożywioną jedynie kilkoma akcentami w postaci piramidalnego bloku z biblioteką, nazwanego „Bramą Słońca", hali sportowej czy też Urzędu Miasta powstałego z zestawienia trzech bloków w bryłę założoną na planie litery „Y". Wyjątkowo udanym elementem zaburzającym monotonię tyskich osiedli jest architektura sakralna zaprojektowana przez mieszkającego w tym mieście architekta Stanisława Niemczyka.  

Wzniesiony przez niego kościół pw św. Ducha przez wielu uznawany jest za najbardziej interesującą budowlę sakralną w powojennej polskiej architekturze. Jego budowę rozpoczęto w 1978 roku. Pierwszym obiektem powstałym w ramach tego kompleksu świątynnego stała się kaplica dolna, w której suficie ulokowano przeszklony otwór. Stojąc przy ołtarzu głównego kościoła kapłan odprawiający mszę ma pod swymi stopami prześwit do podziemnej kaplicy, nad jego głową natomiast znajduje się świetlik dachowy górnego kościoła. W ten sposób symbolicznie zaakcentowano kierunek pionowy - metafizyczną drogę prowadzącą człowieka ku boskiemu światłu. Jako zespół wybudowany w niesprzyjających katolicyzmowi czasach PRL-u żwakowski kościół zadziwia swoją zdumiewającą formą. Z zewnątrz przypomina potężną piramidę, ponieważ architekt zdecydował się na czworoboczny rzut poziomy, z jednoprzestrzennym pomieszczeniem przekrytym górującym nad całością drewnianym dachem. Gdy jest się we wnętrzu, dostrzega się, że cały ten dach spoczywa na żelbetowym szkielecie, wspierającym jego drewnianą konstrukcję niczym stelaż gigantycznego namiotu. Na połowie wewnętrznej powierzchni dachu Jerzy Nowosielski, nieżyjący od kilku lat malarz krakowski, namalował ikony odnoszące się do opisanego w Starym i Nowym Testamencie działania Ducha Świętego. Wierni zwróceni w stronę ołtarza kontemplują płasko malowane, po bizantyńsku dostojne popiersie Madonny, której nieco wydłużona twarz wyróżnia się na tle szat miękkim modelunkiem światłocieniowym. Jej oczy wydają się patrzeć w jakąś wyjętą z rzeczywistości, metafizyczną przestrzeń, uniemożliwiającą zniwelowanie granicy pomiędzy światem boskim i ziemskim. Z otaczającego jej głowę nimbu wydobywa się błękitny promień wiodący do medalionu z wyobrażeniem gołębicy Ducha Świętego. Po obu stronach tej symbolicznej sceny Zwiastowania znalazły się Ukrzyżowanie i Przemienienie Pańskie. Marię oddzielają od tych dwóch scen przedstawienia proroków oraz wydarzenia starotestamentowe, w których miało się objawić szczególne działanie Ducha Świetego, na czele z wyobrażeniem Trzech Młodzieńców w Piecu Ognistym, opisanych w Księdze Daniela. Wyjątkowość kościoła żwakowskiego przejawia się między innymi w swoistym ekumeniźmie, na który złożyły się z jednej strony malowidła nawiązujące do tradycji bizantyńsko-ruskiej, z drugiej natomiast aluzje do judaizmu, na przykład w postaci lamp o kształcie odwróconej menory. Niemczykowi udało się stworzyć w tym wnętrzu niezwykłą atmosferę, odcinającą człowieka fizycznie i psychicznie od świata codzienności i przez to sprzyjającą modlitewnej zadumie.

Założeniem związanego od dłuższego czasu z Tychami architekta było też wprowadzenie pierwiastka różnorodności do tkanki urbanistycznej jego miasta, którego żelbetowe blokowiska mogą się wydawać nużące z powodu uniformizacji typów budownictwa mieszkalnego czasów gierkowskich. Może nawet w jeszcze większym stopniu cel ów przyświecał Niemczykowi w momencie projektowania kolejnej świątyni w Tychach: kościoła pw świętych Franciszka i Klary. Ten kompleks kościelno-klasztorny nie został jeszcze wprawdzie ukończony, niemniej nawet w swej obecnej postaci jego architektura wzbudza niezwykłe zainteresowanie zwiedzających. Jego plan oparto na tak zwanym krzyżu franciszkańskim, wprowadzając pięć wież symbolizujących rany zadane Chrystusowi w trakcie Pasji. Cała budowla wznoszona jest z kamienia lubiąskiego, przypominającego dolomit zastosowany przez świętego Franciszka w Asyżu. Kamień ten obrabiają dawnymi metodami sami parafianie. Wewnątrz kompleksu natrafić można na kopię porcjunkuli – kaplicy Matki Boskiej Anielskiej funkcjonującej w Asyżu w czasach życia włoskiego świętego. Jest tam także odtworzony w skali 1:1 grób Franciszka oraz nawiązujące do architektury gotyckiej oratorium, które z chwilą przeprowadzenia mnichów do nowo wybudowanego klasztoru przestanie być dostępne dla kobiet zwiedzających to miejsce. Gdyby komuś udało się dostać do wzniesionej w obrębie kościoła okrągłęj kaplicy Maryjnej dokładnie w noc Bożonarodzeniową, w otworze umieszczonym w centrum kamiennej kopuły zobaczyłby światło gwiazdy betlejemskiej.

Turysta spacerujący w najbliższym otoczeniu powstającego już od 13 lat klasztoru tyskich franciszkanów może odnieść wrażenie, że oto nagle przed jego oczyma pojawiło się średniowieczne toskańskie opactwo, do którego prowadzi wijąca się z boku jego murów urokliwa ścieżka. W ten sposób całe miasto Tychy przestało być bardziej lub mniej regularnie rozplanowanym skupiskiem żelbetowej mieszkaniówki, stając się ciekawym nawarstwieniem różnorodnych odniesień historycznych, uprawnionych w tym miejscu ze względu na wielowiekową tradycję chrześcijaństwa na ziemiach śląskich.

Artykuł został opubikowany w magazynie BEDRIFT jesień 2012.